Fotoksiążka – warto?
22 marca, 2022Dzisiaj wpis nieco inny niż zwykle, trochę komercyjny. Ale do rzeczy…
Jakiś czas temu miałem okazję wypróbować produkt szerzej znany jako fotoksiążka. W sumie trochę ciekawych zdjęć już mi się uzbierało, więc dlaczego by nie? Pobrałem odpowiedni program komputerowy, uruchomiłem i zacząłem pracę.
Program
Aplikacja udostępniona przez producenta jest dość intuicyjna, jednak nie wiem na ile poradziłby sobie z nią „przeciętny” użytkownik. Ja na co dzień pracuję z programami graficznymi, więc interfejs aplikacji nie był dla mnie zaskoczeniem. Natomiast ogrom dostępnych funkcji może z początku przerazić osoby, które z grafiką i tego typu programami nie miały wcześniej nic wspólnego. Krótko mówiąc – trzeba się przyzwyczaić. Pierwsza, druga, trzecia strona, to ten etap, gdy uczymy się poruszania po programie. Dalej pójdzie z płatka.
Zaraz po uruchomieniu aplikacji mamy możliwość wybrania produktu, który nas interesuje. Do wyboru zatem otrzymujemy:
- Odbitki
- Fotoksiążka
- Fotoobrazy
- Kartki
- Plakat / Fineart
- Kalendarz
- Fotoprezenty
- Produkty biznesowe
- Zestaw przykładowy i druk testowy
Ja naturalnie wybrałem fotoksiążkę, następnie uszczegóławiamy nasz wybór. Opcji jest naprawdę dużo! Błysk, mat, watowanie lub jego brak, sztywna/miękka okładka, orientacja pionowa lub pozioma itp. Radzę się dobrze zastanowić 😉 Niektóre z tych opcji wpływają na cenę.
Projekt okładki przygotowałem sobie w Photoshopie, ale dalsza praca z opisywaną aplikacją uzmysłowiła mi, że równie dobrze ten sam efekt osiągnąłbym bez użycia PSa.
No dobrze. Wybrałem sobie zdjęcia, z grubsza rozplanowałem co, na której stronie ma się znaleźć, pododawałem opisy i… to chyba wszystko! Przejrzałem jeszcze raz cały projekt by się upewnić że chcę aby właśnie tak wyglądała moja nowiutka fotoksiążka, po czym zatwierdziłem całość, wybrałem metodę płatności oraz dane wysyłki i wysłałem zamówienie!
Stworzenie projektu zajęło mi jeden wieczór. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by projekt zapisać i wrócić do niego w późniejszym czasie, by go np. dokończyć lub poprawić.
Po wysłaniu zamówienia rozpocząłem nerwowe oczekiwanie na kuriera. Ten zjawił się całkiem szybko, biorąc pod uwagę fakt, że paczuszka szła do mnie z Niemiec! (Tutaj muszę wspomnieć, iż firma, w której zamawiałem książkę ma kilka drukarni rozsianych w różnych lokalizacjach, więc czas oczekiwania może być różny)
Paczuszka!
Mam ją… W swoich rękach… Zapakowaną doskonale, nic nie miało prawa się uszkodzić podczas transportu. A fotoksiążką?? Hmmm…
W pierwszych chwilach zaparło mi dech, a oczy wypełniły się zachwytem. Serio. Oczekiwałem produktu robionego po kosztach (z reguły tak bywa), ale tutaj taka zagrywka nie miała miejsca. Miła w dotyku matowa okładka (która mi kojarzy się z popularnym wykończeniem wizytówek – SoftSkin. Ci którzy pracują w poligrafii wiedzą o co mi chodzi 😉 ). Natomiast środek? Grube, błyszczące karty, zdjęcia pełne koloru. Najśmieszniejsze jest to, że dopiero na wydruku dostrzegłem pewne niedoróbki w obróbce moich zdjęć, których nie widziałem wcześniej na ekranie komputera. Naprawdę… MEGA! Bardzo dobra jakoś, staranne wykończenie. Nie mam się do czego doczepić.
No może jedynie do tej literówki, którą popełniłem w opisie jednego ze zdjęć 😉 Ale to moja wina. Producentowi fotoksiążki nic do tego 😉
Reasumując.
Moja fotoksiążka była warta 200zł, format A4, orientacja pozioma, okładka sztywna matowa, bez watowania (do niedawna jeszcze nie wiedziałem co to jest :P). 26 kart z nadrukiem o jakości foto.
Jeśli ktoś chciałby taką fotoksiążkę zamawiać sobie co miesiąc, to kwota jest spora. Ale jeśli traktujemy ją jako prezent lub upominek, to naprawdę jest ona warta tej ceny.
Z czystym sumieniem mogę polecić!!
Zainteresowanych odsyłam do strony firmy, która przygotowała mi powyższą fotoksiążkę: http://www.saal-digital.pl/
Fotoksiążka – warto?
22 marca, 2022Od ostatniego wpisu na temat slidera minął ponad rok. Zazwyczaj bywa tak, że hobby spada na ostatnie miejsce na liście priorytetów. Nie inaczej było w tym przypadku. Szło to jak krew z nosa, ale malutkimi krokami dotarłem do etapu, w którym mogę Wam zaprezentować dalszą część prac.
Przechodząc zatem do meritum. Ostatni wpis zakończyłem informacją, że szukam warsztatu, który zrobi mi ładne otworki w profilach do zamocowania prowadnic. Warsztatu nie znalazłem, przynajmniej nie od razu. Spróbowałem zrobić takie otwory samodzielnie. Kupiłem odpowiednie wiertło, ale… bez stojaka na wiertarkę i imadła narobiłem sobie więcej szkód niż to warte. Wiertło skakało, otwory wyglądały jak wywiercone przez pseudomajstra po kilku głębszych. Trzeba było ratować sytuację. Znajomy ma znajomych, którzy mają znajomych, którzy… No… w skrócie, oddałem te otwory do poprawki profesjonalistom. Po odebraniu profili i przymierzeniu prowadnic okazało się, że muszę je jeszcze nieco poprawić pilniczkiem, ale było już bliżej niż dalej.
Trzeba to jeszcze jakoś przymocować: wiertarka w dłoń i jedziesz!
Następny w kolejce był silnik. Sam silnik (Nema17) kupiłem na naszym ulubionym portalu aukcyjnym, natomiast mocowanie do niego zamówiłem z aliexpress. W sumie kupię chyba odpowiedni profil aluminiowy i z niego zrobię mocowanie silnika – zawsze to troszkę lżej.
Dobra, silnik mamy z głowy. Teraz pasek… Znowu zakupy na aliexpress, Niestety pasek kupiłem za krótki, musiałem kupić nowy, dłuższy. Pasek o szerokości 6mm, zęby co 2mm. Nieco ponad 2m długości. Do tego łożysko zębate.
Sporo problemów miałem z przymocowaniem paska do wózka. Musiałem dopasować do siebie kilka części. Między innymi Śrubę 3/8″ do przykręcenia głowicy aparatu. Pierwsza blaszka, którą wykonałem na czas testu była OK, ale gdy przyszło mi przykręcać głowicę właściwą śrubą okazało się, że jest za mała. I nie mam miejsca ani na pasek, ani na śrubkę trzymającą mocowanie paska. Trzeba było wykonać nowy, dłuższy model.
Ostatecznie wygląda to tak:
Całość prezentuje się jak poniżej:
I to w zasadzie wszystko, jeśli chodzi o istotną mechanikę. Z kosmetyki zostało mi wykonanie nóżek, tudzież uchwytów do zamocowania slidera na statywach. Na obu końcach musiałbym jeszcze umieścić wyłączniki krańcowe (już zakupione) – jednak możliwe, że zmienię koncepcję na kontaktrony, wydaje się to być lepszą opcją biorąc pod uwagę ewentualny wpływ warunków atmosferycznych. Jednak na upartego mógłbym się obejść bez tych zabezpieczeń, przy zachowaniu ostrożności liczba kroków wyliczona jest tak by wózek dotarł do końca slidera i zatrzymał się tuż przed końcem.
W kolejnej części przedstawię swoje zmagania z elektroniką i kodem programu. Arduino jest wspaniałe!! Na razie działam na mało estetycznym prototypie a kod przejdzie jeszcze kilka modyfikacji. Ale już jestem w stanie ustalać liczbę przystanków na zdjęcia i czas na jaki slider ma się zatrzymać. Z pominięciem komputera a wykorzystując jedynie klawiaturę membranową i wyświetlacz alfanumeryczny.
To by było na tyle 🙂 do przeczytania w kolejnej części 😉
Time-lapse slider – cz. 2
22 października, 2021Niniejszym wpisem rozpoczynam serię trzech lub czterech tekstów, w których opiszę swoje prace nad sliderem do wykonywania filmów time-lapse (poklatkowych) . Jak często będę aktualizował serię? Nie wiem, wszystko zależy od finansów, czasu i postępu prac 🙂
Czas zatem zacząć.
W poprzednim wpisie umieściłem filmik prezentujący głównie ruch gwiazd. Film jest w mojej ocenie GENIALNY! A jak wiadomo, jak człowiek popatrzy na takie dzieła ma ochotę samemu stworzyć coś, co chociaż w ułamku będzie tak piękne jak dzieło profesjonalistów.
Statyczne filmy time-lapse są warte uwagi, ale zawsze można zrobić to lepiej. Z całą pewnością taki film wywrze jeszcze lepsze wrażenie, jeśli wprawimy aparat w ruch. W przypadku fotografii gwiazd jest to o tyle trudniejsze, gdyż na czas wykonywania zdjęcia aparat musi być nieruchomo. Ale akurat to można ograć samym sterownikiem.
W sieci jest masa filmików, zdjęć oraz artykułów prezentujących konstrukcje domorosłych majsterkowiczów, często takich, które ocierają się o rozwiązania, jakich nie powstydziliby się komercyjni producenci takiego sprzętu. Warto czerpać z nich inspirację by nie wywarzać otwartych już drzwi i tym samym oszczędzić nieco czasu. Sam długo zastanawiałem się którą drogą pójść. Koncepcja zmieniała się kilkukrotnie.
- Do wykonania swojego slidera postanowiłem wykorzystać 2 rurki fi 16mm, po których będzie poruszał się wózek z aparatem. Rurki będą miały długość 1m. Pomniejszone o szerokość profili łączących i usztywniających rurki na początku i końcu slidera. Czyli na oko jakieś 4cm mniej.
- Wózek będzie się poruszał za pośrednictwem łożysk liniowych. Sama konstrukcja wózka opiera się na czarnej pleksii 5mm o rozmiarze 10cm x 15cm. Ciekawostką może być fakt, że łożyska liniowe przymocowałem do pleksii za pomocą uchwytów do rurek PCV.
- Całość będzie sterowana prawdopodobnie poprzez arduino (prawdopodobnie, gdyż nie ja będę pisał kod sterownika i nie wiem, czy wybór nie padnie na autorska elektronikę z Atmegą w roli głównej)
- Napęd to silnik krokowy oraz pasek zębaty napędowy (skubaństwo jest cholernie drogie, może wymyślę coś tańszego.
Na chwilę obecną na części wydałem około 46zł (+ ok 35zł koszty przesyłki – sporo 🙁 ). A tak to się prezentuje na kolejnych etapach:
Na tym kończę 1 część serii 😉 Szukam warsztatu, który będzie w stanie w kwadratowych profilach (zdjęcie wyżej) wywiercić eleganckie dziurki o średnicy 16mm.
Do przeczytania!
Time-lapse slider – cz. 1
22 lipca, 2021Cisza, spokój, rozgwieżdżone niebo…
Takie warunki zazwyczaj towarzyszą mi podczas nocnych wypadów fotograficznych. Ostatnim kierunkiem były Bory Tucholskie. I to dopiero był szok! Myślałem, że wyjeżdżając za miasto uwalniam się od tego zgiełku i hałasu cywilizacji. Ale nie… Dopiero w Borach zrozumiałem co to znaczy spokój. Cisza totalna, nawet wiatr milczał. A do tego nade mną piękne, bezchmurne niebo. Warunki sprzyjające odpoczynkowi, odprężeniu i regeneracji sił.
Nocne zdjęcia, pomimo piękna jakie ze sobą niosą, nie są w stanie oddać tego, co się odczuwa na miejscu. Jak zatem utrwalić tak piękne okoliczności dla innych? Chyba najlepszym sposobem będzie film poklatkowy, popularnie nazywany time-lapsem. Postanowiłem zatem postawić pierwsze kroki w tym kierunku.
Od czego zacznę??
Może od pierwszej, krótkiej próby. W sumie, gdyby nie znajomy, ta próba odsunęłaby się w czasie. Ale nadarzyła się okazja na kolejny wypad w Bory, to czemu z niej nie skorzystać? Pierwszym celem jest krótki, 10 sekundowy klip, który będzie wymagał co najmniej 240 zdjęć (czy mój komputer da radę?) w ciągu 2 godzin. Jeśli to się uda, będę kombinował dalej, jeśli nie… to też będę kombinował ;-). W planach jest już slider do aparatu.
Aby pokazać jak piękne mogą być takie filmy zachęcam do obejrzenia poniższego, prawie czterominutowego filmu. Jeśli osiągnę chociaż 10% efektu – uznam to za sukces.
Miłego… 😉
*zdjęcie w nagłówku to klatka z powyższego filmu.