Fotoksiążka – warto?


2017-03-05

Dzisiaj wpis nieco inny niż zwykle, trochę komercyjny. Ale do rzeczy…

Jakiś czas temu miałem okazję wypróbować produkt szerzej znany jako fotoksiążka. W sumie trochę ciekawych zdjęć już mi się uzbierało, więc dlaczego by nie? Pobrałem odpowiedni program komputerowy, uruchomiłem i zacząłem pracę.

Program

Aplikacja udostępniona przez producenta jest dość intuicyjna, jednak nie wiem na ile poradziłby sobie z nią „przeciętny” użytkownik. Ja na co dzień pracuję z programami graficznymi, więc interfejs aplikacji nie był dla mnie zaskoczeniem. Natomiast ogrom dostępnych funkcji może z początku przerazić osoby, które z grafiką i tego typu programami nie miały wcześniej nic wspólnego. Krótko mówiąc – trzeba się przyzwyczaić. Pierwsza, druga, trzecia strona, to ten etap, gdy uczymy się poruszania po programie. Dalej pójdzie z płatka.

Zaraz po uruchomieniu aplikacji mamy możliwość wybrania produktu, który nas interesuje. Do wyboru zatem otrzymujemy:

Ja naturalnie wybrałem fotoksiążkę, następnie uszczegóławiamy nasz wybór. Opcji jest naprawdę dużo! Błysk, mat, watowanie lub jego brak, sztywna/miękka okładka, orientacja pionowa lub pozioma itp. Radzę się dobrze zastanowić 😉 Niektóre z tych opcji wpływają na cenę.

Projekt okładki przygotowałem sobie w Photoshopie, ale dalsza praca z opisywaną aplikacją uzmysłowiła mi, że równie dobrze ten sam efekt osiągnąłbym bez użycia PSa.

No dobrze. Wybrałem sobie zdjęcia, z grubsza rozplanowałem co, na której stronie ma się znaleźć, pododawałem opisy i… to chyba wszystko! Przejrzałem jeszcze raz cały projekt by się upewnić że chcę aby właśnie tak wyglądała moja nowiutka fotoksiążka, po czym zatwierdziłem całość, wybrałem metodę płatności oraz dane wysyłki i wysłałem zamówienie!

Stworzenie projektu zajęło mi jeden wieczór. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by projekt zapisać i wrócić do niego w późniejszym czasie, by go np. dokończyć lub poprawić.

Po wysłaniu zamówienia rozpocząłem nerwowe oczekiwanie na kuriera. Ten zjawił się całkiem szybko, biorąc pod uwagę fakt, że paczuszka szła do mnie z Niemiec! (Tutaj muszę wspomnieć, iż firma, w której zamawiałem książkę ma kilka drukarni rozsianych w różnych lokalizacjach, więc czas oczekiwania może być różny)

Paczuszka!

Mam ją… W swoich rękach… Zapakowaną doskonale, nic nie miało prawa się uszkodzić podczas transportu. A fotoksiążką?? Hmmm…

W pierwszych chwilach zaparło mi dech, a oczy wypełniły się zachwytem. Serio. Oczekiwałem produktu robionego po kosztach (z reguły tak bywa), ale tutaj taka zagrywka nie miała miejsca. Miła w dotyku matowa okładka (która mi kojarzy się z popularnym wykończeniem wizytówek – SoftSkin. Ci którzy pracują w poligrafii wiedzą o co mi chodzi 😉 ). Natomiast środek? Grube, błyszczące karty, zdjęcia pełne koloru. Najśmieszniejsze jest to, że dopiero na wydruku dostrzegłem pewne niedoróbki w obróbce moich zdjęć, których nie widziałem wcześniej na ekranie komputera. Naprawdę… MEGA! Bardzo dobra jakoś, staranne wykończenie. Nie mam się do czego doczepić.

No może jedynie do tej literówki, którą popełniłem w opisie jednego ze zdjęć 😉 Ale to moja wina. Producentowi fotoksiążki nic do tego 😉

Reasumując.
Moja fotoksiążka była warta 200zł, format A4, orientacja pozioma, okładka sztywna matowa, bez watowania (do niedawna jeszcze nie wiedziałem co to jest :P). 26 kart z nadrukiem o jakości foto.
Jeśli ktoś chciałby taką fotoksiążkę zamawiać sobie co miesiąc, to kwota jest spora. Ale jeśli traktujemy ją jako prezent lub upominek, to naprawdę jest ona warta tej ceny.

Z czystym sumieniem mogę polecić!!
Zainteresowanych odsyłam do strony firmy, która przygotowała mi powyższą fotoksiążkę: http://www.saal-digital.pl/